czwartek, 28 maja 2015

Rozdział Siódmy

         Joanna podniosła się niemrawo z łóżka i ślamazarnym krokiem ruszyła do łazienki. Nie miała zamiaru na razie budzić Samanthy pomimo tego, że za mniej niż godzinę rozpoczynały się zajęcia. W ramach zemsty chciała ze spokojem, popijając gorącą herbatę, przyglądać się temu, jak blondynka usiłuje odnaleźć się w pogoni za rozumem. Nie ma przyjemniejszej rzeczy niż taki widok o siódmej rano w piątek.
         Szatynka przez cały ostatni tydzień nawet na chwilę nie wyściubiła nosa z ich wspólnego pokoju. Kolana niemiłosiernie ją bolały, ale w ciągu tych siedmiu dni zdążyły się już w najmniejszym stopniu zagoić. Przynajmniej mogła normalnie chodzić i nie krzywić się z każdym zgięciem nogi. Chciała jeszcze dzisiaj i przez weekend odpocząć, ale McColl stwierdziła, że muszą jak najszybciej znaleźć kreacje na Bożonarodzeniowy bal, który miał odbyć się za zaledwie dwa tygodnie. Jak dla niej to była najzwyczajniejsza strata czasu. Wolałaby nadrobić zaległości ze sztuki, a nie udawać, że doskonale bawi się w towarzystwie całej szkoły.
          Stanęła przed lusterkiem i zdegustowana mocno skrzywiła się, widząc swoje odbicie. Szaro-sine wory pod oczami, blada twarz i przetłuszczone włosy, każdy sterczący w inną stronę. Wyglądała, jak zombie z taniego, amerykańskiego horroru. Równie dobrze mogłaby straszyć dzieci, będąc "potworem spod łóżka".
           Ubrana i uczesana opuściła niewielkie pomieszczenie, w końcu postanawiając zlitować się nad przyjaciółką. Poszła do kuchni, gdzie nabrała zimnej wody do kubka. Wróciła do pokoju, po czym bez żadnych skrupułów wylała blondynce całą zawartość naczynia na głowę. Ta natychmiast poderwała się do pozycji siedzącej, z zamkniętymi oczami starając się nabrać powietrza do płuc. Kiedy tylko wróciła do niej świadomość, obrzuciła zadowoloną z siebie ciemnowłosą nienawistnym spojrzeniem.
- Wiem, że mnie nienawidzisz, ale mogłabyś okazywać to w mniej bezpośredni sposób - syknęła, z powrotem opadając na poduszki i zamykając oczy. - Ile mamy czasu do rozpoczęcia zajęć? - zapytała, mając nadzieję na krótką drzemkę.
- Piętnaście minut - powiedziała, jak gdyby nigdy nic Jo i wzięła się za przygotowywanie sobie śniadania. Blondynka z głośnym "zabiję cię" poderwała się z łóżka i zaczęła biegać w tę i z powrotem, chcąc jak najszybciej doprowadzić się do stanu używalności.
         Jednak szatynka nic sobie z tego nie robiła. Postanowiła wybuch śmiechu zostawić na później, kiedy blondynka przejdzie do malowania się. Ale do tego również nie doszło - blondynka ubrała się jedynie i wysuszyła włosy, po czym wybiegła z pokoju. Jo przewróciła oczami i powolnym krokiem pokuśtykała za nią. Idąc korytarzem starała się nie zwracać uwagi na zaciekawione spojrzenia innych uczniów. Skupiała się tylko na tym, żeby w miarę pewnie, nie chwiejąc się, przejść przez korytarz.
        Kiedy w końcu dotarła na miejsce była najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Oparła się plecami o jeden z kamiennych parapetów i zamknęła oczy, odchylając nieznacznie głowę do tyłu. Kolana od wysiłku niemiłosiernie ją bolały, ale starała się tego nie pokazywać. W myślach przeklinała Samanthę wszystkimi wulgaryzmami, jakie tylko znała. Gdyby nie blondynka, to mogłaby w dalszym ciągu spokojnie leżeć w pokoju i liczyć niewielkie pęknięcia czy plamy na suficie, które były pamiątką po poprzednich lokatorach pokoju akademickiego. Nie chciała również wybierać się na żaden przygłupi bal jesienny, czy jakikolwiek on nie był. Takie przedsięwzięcia zdecydowanie nie wpisywały się w listę klimatów, w których szatynka preferuje przebywać. Nie chciała jednak wszczynać żadnych kłótni czy bójek i po prostu odpuściła. Chociaż największy wkład w tę decyzję miała przewaga liczebna.
- Jo, na reszcie mogę z tobą porozmawiać! - krzyknął David, niemalże biegiem rzucając się w kierunku swojej znajomej. Zatrzymał się jednak w miejscu, kiedy zauważył, że dziewczyna najnormalniej w świecie chce go zignorować. Podniósł wysoko jedną brew i przechylił głowę, przyglądając się uważnie długowłosej. Nie rozumiał jej zachowania.
- Nawet do niej nie podchodź, jeżeli nie chcesz zarobić czymś twardym w głowę - usłyszał za swoimi plecami, przez co natychmiast obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni i zaczął uważnie przyglądać rudowłosej dziewczynie, stojącej przed nim. - Danielle, mam na imię Danielle. Mamy razem algorytmy i programowanie - burknęła pod nosem, wyglądając jakby żałowała, że w ogóle zabrała głos. David ułożył usta w dzióbek, marszcząc nieznacznie czoło.
- Obrażona, powiadasz. Już ja zmienię jej zdanie na ten temat - mruknął i ponownie ruszył w kierunku Joanny. Hill grzebała w swoim telefonie, ignorując gadanie Sam na temat sukienek, w których najprawdopodobniej pójdą na przyjęcie, przez co nie zauważyła blondynka, który stanął przed nią.
- Cześć dziewczyny! Macie jakieś plany na dzisiejszy wieczór? - uśmiechnął się szeroko, ukazując im dwa rzędy śnieżnobiałych zębów. Jo podniosła na niego wzrok na kilka sekund, żeby pózniej ponownie wrócić do ekranu swojej komórki.
- Nawet jeśli, to ani ciebie, ani żadnego z was nie uwzględniliśmy w tyg planach - rzuciła sucho już więcej na niego nie patrząc. David westchnął cieżko nie spodziewając sie aż takiej ignorancji z jej strony. Przejechał językiem po górnej wardze zastanawiając się, co jeszcze może do niej powiedzieć, żeby w końcu przestała udawać obrażoną. Czuł na sobie uważane spojrzenie Samanthy, która odsunęła się od nich kilka kroków w tył. Nie, żeby nie ufała Hill, zdążyła ją już nieco poznać i właśnie dlatego postanowiła pozostawić miedzy nimi odległość.
- Tutaj jest moja ulubiona siostra cioteczna - głowy wszystkich, znajdujących się na korytarzu ludzi, odwróciły się w kierunku szeroko uśmiechniętego chłopaka, podążającego w kierunku Joanny. Dziewczyna przewróciła oczami, spuszczając wzrok na swoje buty. Ten dzień nie zapowiadał się najlepiej.
~*~
          Szatynka ze zrezygnowaniem przyglądała się swojemu odbiciu. Była ubrana w długą do ziemi, pudroworóżową, rozkloszwaną od pasa sukienkę i czarne szpilki, na których chwiała się niebezpiecznie, stawiając każdy krok. Owszem, umiała chodzić na obcasach, ale jej kolana w dalszym ciągu odmawiały posłuszeństwa. Samantha przez piętnaście minut wymyślała, jaką mogłaby zrobić fryzurę swojej współlokatorce, ale Hill nie pozwoliła jej na nic oprócz zakręcenia końcówek. Wiedziała, że wróci z tego cholernego balu zmęczona i nie zamierzała na zakończenie dnia męczyć się jeszcze z demontowaniem tego wszystkiego, co miałaby na głowie. 
          Odwróciła głowę w kierunku Samanthy, która właśnie wyszła z łazienki. Była już pomalowana i ubrana w swoją, granatową kreację. Uśmiechała się szeroko, szczerze zadowolona z możliwości pokazania się na imprezie szkolnej. Obie doskonale wiedziały, że swoim wyglądem będzie przyciągać spojrzenie nie jednego chłopaka. Cóż... Właśnie taki miała zamiar. Jo westchnęła ciężko, przewracając oczami. Miała cichą nadzieję, że uda jej się zerwać z tej maskarady długo przed zakończeniem. 
          Milcząc, ruszyły w kierunku hali sportowej,  na której odbywał się bal. Jo rozglądała się dookoła, chcąc przyjrzeć się uważniej parom, podążającym tam, gdze one. Trochę.żałowała, że nie zabrała.ze sobą żadnego z chłopaków, jako osoby towarzyszącej. Przynajmniej przyciągałaby mniejszą uwagę.
- Mogłabyś się uśmiechnąć. Chociaż troszeczkę.- szatynka odwróciła się do przyjaciółki. Podniosła wysoko brew, widząc jak Samantha pokazuje.niewielką odległość pomiędzy dwoma.palcami.
- A ty mogłabyś dorosnąć. Chociaż troszeczkę - zaśmiała się, powtarzając gest towarzyszki. Blondynka fuknęła urażona, przewracając oczami.
- Tutaj są moje ulubione homosie! - zanim zdążyły w jakikolwiek sposób zareagować, ktoś mocno przyciągnął je do siebie. 
- Brown, czy ty naprawdę chcesz sobie dzisiaj jeszcze bardziej nagrabić? - syknęła Sam, wyplątując się z uścisku Dawida.
- I uważaj na to, kogo nazywasz homosiem, bo możesz sam nim zostać, jak cię wykastruję - dodała niemalże natychmiast Joanna, wędrując w głąb przyozdobionej sali. Szybko jednak zwróciła. Po ostatniej konfrontacji nie chciała widzieć się z nauczycielem wychowania fizycznego. Musiała przebywać w czyimś towarzystwie. Wtedy on na pewno nie zagada. 
- Nie słyszałaś, Jo? - zaczął Niall, który uznał, że stosunki pomiędzy nimi są już w jak najlepszym porządku i może zakończyć proces przepraszania jej. - Wszyscy nazywają ciebie i Sam lesbijkami, bo wszędzie chodźcie razem.
- Wszystkich mogę zabić dokładnie w ten sam sposób co ciebie, jeżeli w końcu się nie zsmkniesz. 
__________________
Więc tak. Tutaj Jesica, chyba mnie jeszcze pamiętacie. Wiem, zawalilyśmy, ale szkoła to gówno.
Zakończyłam 1 sezon #TQWBff więc na razie postaram się wygospodarować więcej czasu dla tego opowiadania. 
Evi też was pozdrawia.
Dobranoc,
evasik xx

2 komentarze:

  1. szczerze, to nie pamiętam już za bardzo co się działo we wcześniejszych rozdziałach i w sumie to... masło maślane xD
    czekam na rozwinięcie się akcji ;)

    a i co do The Queen wears black, to ja na pewno będę czytać (czaicie, że jestem tak zmęczona, że zamiast "czytać", chciałam napisać "spać"? XD) następną część.
    sory, że piszę to tu, ale po 12h w pracy tak bywa, że jesteś tak zmęczony, że robisz wszystko "byle żeby odbębnić" xd

    OdpowiedzUsuń
  2. No, nareszcie. Cieszęsię i czekam na następny rozdział. (Jak coś, to nie mam pretensji o taaaaaaką przerwę, bo i tak czytam 1500 100 900 innych blogów. )

    OdpowiedzUsuń

Lydia Land of Grafic